Wojsko w mieście – pewnie święto,
Tłoczą się ludziska.
Każdy z gębą uśmiechniętą
Chciałby spojrzeć z bliska.
Panny wdziały kuse kiece,
Ledwie kryjąc tyłek.
I ruch większy jest w aptece –
- Boją się pomyłek.
Mali chłopcy oczy karmią,
Bitwa im się marzy.
Większym głupio, że przed armią
Zwiali w pielęgniarzy.
Na balkonach zamiast prania
Wiszą starsze panie.
Już kolumna się wyłania,
Słychać marsza granie.
Na sztandarach śliczne godła,
Konie jak marzenie.
Nikt nie pęka, choć ich siodła
Gniotą w przyrodzenie.
Kombatanci stoją w rzędzie
W mundurach sprzed wieku.
Któż by odgadł, że sil tyle
Może być w człowieku?
Mnożą chłopcy malowani
Punkty dla burmistrza.
Ksiądz już leje na plebani
Wódkę dla rotmistrza.
Jeden tylko wrzód społeczny
( Spity stał przy słupie )
Krzyknął tonem niezbyt grzecznym:
„Mam was, kurwa, w dupie!”