Ciepło było w izbie. Widziałem przez okno,
Jak sierpniowe niebo resztki dnia dogasza.
A gdy mi się w oczach już zrobiło mokro,
Wstałem i ruszyłem prosto do Tomasza.
Stał pod krzyżem, za wsią, patrząc w oczy Bogu.
Bóg zaś całkiem przepadł w jego siwych włosach.
Ja przysiadłem cicho na pobliskim stogu,
By tę chwilę zapleść na zmierzwionych kłosach.
Witaj - rzekł siadając i spojrzał mi w duszę.
Po czym się uśmiechnął do całego świata.
Wiersze chciałbyś pisać? Ja nie chcę, ja muszę!
Poradź się więc lepiej wieczornego lata.
Rzekę o to spytaj i stare jabłonie,
Przyłóż czasem ucho do deski w stodole.
Czyjeś serce ogrzej nim w śniegu utonie,
Policz gwiazdy w niebie. Łzami obsiej pole.
Gdy nie będziesz pewien, Boga proś o słowa.
Nie myśl że to będzie poezją żebraczą.
Trzeba prawdę pisać, kiedy z Nim rozmowa.
Słowa tylko wtedy tak naprawdę znaczą.