Kaleka


Mieszkał u nas, we wsi raz pewien kaleka.
Bóg chciał, że z wojaczki powrócił bez nogi.
Każdy go poznawał, widząc jak z daleka
Kuśtyka od rzeki, wzdłuż piaszczystej drogi.


Nieodmiennie człapiąc poprzez pory roku,
Z medalem na piersi, żył on tak niechcący.
Świętych rzeźbił w drewnie, a latem, po zmroku
Dym z ogniska puszczał w zaświat migający.


I żyłby tak dalej, lecz pewnego rana,
Chyba raz na sto lat taki rok nadchodzi.
Wiosna przyszła nagle, lecz tak przyodziana,
Że kto żyw utonął w kwitnącej powodzi.


Spojrzał kuternoga na izdebne ściany,
Pożegnał swych świętych, bochen wziął na drogę
I wyruszył w pejzaż świeżo zmalowany,
Hen przed siebie ciągnąc swą drewnianą nogę.


Idzie tak do dzisiaj przez zbujałe łąki.
Wszystkie sady poznał i ciche ruczaje.
Ta, co go podpiera świeże rodzi pąki,
A on się do siebie przed Bogiem przyznaje.

Kaleka

Marek Kunc - Poezje

This website uses cookies. By clicking 'Accept' you agree to our use of cookies.

Accept