Zboże mieląc, a czasem
Zwinne chmury na niebie,
Wiatrak przysiadł pod lasem,
By nam służyć w potrzebie.
Do latania zachęcał,
Śmigło szczerząc do słońca.
Sam się w sobie zakręcał
I odkręcał bez końca.
A gdy złowił świat cały
W swoje długie ramiona,
Aż po białe powały
Wioska była zmielona.
Machał do nas z oddali,
Rozrzucając w krąg stogi.
Pozwijała się rzeka,
Zaplątały się drogi.
Swym cudactwem dziwaczny
Mieszał złote promienie.
Cień rzucając pokraczny,
Rozprzestrzeniał mielenie.
Tak wiatracznie wirując,
Mąką sypał w przestworza.
Aż gdzieś zniknął, nie czując,
Że się wmiela w bezdroża.