Wierzba chyli się za oknem,
W chacie wszystkie ciekną ściany.
Całe szczęście, że nie zmokłem.
Las też cały zapłakany,
Po polany.
Coś się jeszcze błyszczy w sadzie,
Sił ostatkiem połyskuje.
Wczoraj umarł stary Maciej.
Tylko deszcz go opłakuje.
Mgła się snuje.
Rzeka pełna swoją głębią
Spopod lasu zrywa pola.
Chmury się u progu kłębią.
Wóz już pływa, jak gondola.
Zrzucił koła.
Gdzieś stodoła znika w dali
Z fundamentem u podłogi.
Ślizga się po smuklej fali.
Nie ma skrawka suchej drogi.
Toną stogi.
Siedzę. Potop w mojej chacie.
We łzach brodzę po kolana.
W grobie leży stary Maciej.
Jego trumna zapłakana.
Śmierć wezbrana.