Wchodzimy nocą w pustą sień,
Suchy trzask śniegu gubiąc w progu.
Bo wstyd nam wracać w biały dzień
I prosto w oczy spojrzeć Bogu.
Pół wieku obrócone w pył
Na całkiem obcej świata stronie.
A On tu zawsze dla nas był,
Przebite wyciągając dłonie.
Schylamy siwe pąki głów
Pod krzyżem w brudnej pajęczynie,
Gdzie przyrzekliśmy kiedyś Mu,
Że nie zginęła i nie zginie...
Dla matki jedwab – wschodni wzór,
Dla ojca kły zamorskiej bestii.
Za późno jednak – ciszy mur...
I drugi mur bolesnych kwestii.
Już świta, lecz nie bije dzwon
Wiarą wyrwany z wnętrza ziemi.
Jedyny dźwięk to requiem wron
Za wszystko, co się już nie zmieni.
Kościan, 09. 11. 2004