Jechać nam w końcu przyszło,
Na dobre już, bezpowrotnie,
Więc las objęliśmy czule,
By w korze, mchu i jagodach
Nie było mu tak samotnie.
A droga jak nigdy się wiła.
Wprost z dali do nas wołała.
Kolein swoich kurzawą,
Prowadząc kół naszych ciężar
Serdecznie pożegnać nas chciała.
Horyzont zsiniał do reszty
Z żalu, że nie mógł być blisko.
Rozwinął swoje bezkresy
I wydal nam bankiet przestrzenny
Niczym niebieskie panisko.
Wiatr jeszcze podążał za nami,
Niestety, tylko do krzyża.
I słychać było, jak wściekły,
Drodze, że dalej prowadzi
Bezsilny całkiem ubliża.
Ty oczy miałaś jak maki,
Ja serce w śnieżnych otchłaniach.
Jechać nam w końcu przyszło,
Na dobre już, bezpowrotnie.
Tam, gdzie kolejne rozstania