Ułuda


Prawie na odludziu, niedaleko błoni
Mieszkał bardzo skromnie Ligęza Antoni.
Żył tak, rzeźbiąc w drewnie najróżniejsze cuda,
Aż go kiedyś, nagle dopadła ułuda.

Była to ułuda najzwyklejsza w świecie.
Taka, co ją zawsze i wszędzie znajdziecie.
Bez wyraźnej formy, nawet bez znaczenia
Dała Antoniemu wiele do łudzenia.

Tak go jęła mamić i tarmosić nerwy,
Że chciał ją wyrzeźbić. Rzeźbił więc bez przerwy.
Ostrzył rano dłuto i z pasją wciąż nową
Wypełnić się starał swą misję życiową.

To mu wyszedł anioł, to Jezusek w żłobie,
Tylko ta ułuda drwiła z niego sobie.
Żaden kształt ni kolor, żaden kawał drewna
Nie pasował do niej. Taka była zwiewna.

Aż w końcu nie zdzierżył. Wpadł do izby z szałem,
Skręcił sznur konopny i rozstał się z ciałem.
I wreszcie ją poznał, bujając w błękicie.
Zrozumiał do końca. Była jego życiem.

Ułuda

Marek Kunc - Poezje

This website uses cookies. By clicking 'Accept' you agree to our use of cookies.

Accept