Epitafium dla WAMoli


Oto są studia, dziwaczny światek,
Z roku na roczek sześć długich lat.
Piętrowe łóżka wśród ciasnych klatek,
Nagle rok pierwszy na głowę spadł.
I lewa i lewa i prawa,
Nie ociągać się frajerzy to zaprawa.
Nie pomogą ostre słowa, nie pomoże cichy płacz.
Już skończyła się zabawa – wasza mać.
I rejon i apel i zbiórka.
Wyskubiemy wam cywilne, wasze piórka.
Student jest na trzecim roku, nie pyskować, naprzód marsz.
Możesz uczyć się po zmroku, jeśli sobie z bólem głowy radę dasz.


Oto są studia. Dziwaczne mary
Nadchodzą często wraz z krótkim snem.
Brudne ulice, szare koszary
I już rok drugi przed siebie mknie.
Biochemia, biochemia, biochemia!
Choćbyś padł to nie przechytrzysz Jurka Klema.
Co tam bracie u dziewczyny? Jutro służba, co tu kryć.
My, studenty medycyny. Chce się wyć!
Dziś piątek, dziś piątek, do domu!
Ktoś przemyca swoje ciuchy po kryjomu.
Długi tydzień, weekend krótki, dobrze już ten pociąg znasz.
Głowa pełna smutnych myśli. Widzisz w szybie poszarzałą swoją twarz.

Oto są studia, kręci się w głowie.
Młodość ucieka, mijają dni.
Dobra chłopaki, spocznij panowie.
To już rok trzeci puka do drzwi.
Czy warto, czy warto, czy warto?!
Ktoś tu chyba z nami gra znaczoną kartą.
Odłożymy to na potem, jutro koło – pchnijmy je.
Teraz już nie jesteś kotem, nie jest źle!
Wyprawa, wyprawa, wyprawa!
Na Lumumbach wielka kroi się zabawa.
Gdzieś w miasteczku pierwsza miłość. Utopimy w wódzie ją.
Nie zagraża nam otyłość, przecież wszystkie panny wkoło chętne są.

Oto są studia, oto jest szkoła.
Skąd się tu wziąłeś już nie wiesz sam.
Już pierwsze zmarszczki na naszych czołach,
Na czwartym roku gra się va bank.
Nie pękaj, nie pękaj, nie pękaj!
Lepiej nie myśl przez pół roku o panienkach.
Jeśli tata jest za cienki nie ma rady – musisz kuć.
Nikt nie trzyma cię tu siłą. Chcesz to rzuć.
Nie żałuj, nie żałuj, nie żałuj!
A chamowi mów : „Ty wiesz, gdzie mnie pocałuj!”
Zawsze będą takie typy, których tu nie rusza nic.
Choć nie jesteś dobrze kryty, to już wiesz, ze ich indeksy to jest pic.

Oto są studia, przestronne sale.
Na stołach wódka, piwo, grog.
W tym można wszystkie utopić żale.
Wierzyc się nie chce – już piąty rok.
Wchodź śmiało, wchodź śmiało, wchodź śmiało!
Nie wiesz sam jak dotrwać tego się udało.
Teraz weź głęboki oddech, byłeś nie rozerwał płuc.
Bądź gotowy, zaraz będziesz szklanki tłuc.
Nie trzeba, nie trzeba, nie trzeba!
Po tym wszystkim my pijemy już bez chleba.
Choć zatrute mamy dusze, to wątroby są jak stal.
Byle co już nas nie rusza.
My w pół nocy przepijamy cały szmal.

Oto są studia, już krótka droga.
Nadzieja, radość i łzy i żal.
Spoglądasz w lustro. Cóż to na Boga?
To szósty rok ucieka w dal.
Nie zwlekaj, nie zwlekaj. nie zwlekaj!
To, co było już na ciebie nie poczeka.
Nie oglądaj się za siebie, możesz przez to stracić wzrok.
Wytęż siły, bo do mety tylko krok.
Rodzice i żony i dzieci.
Czasem trafi kolorowy się bukiecik.
Świeża farba na stadionie, kurz na butach, dłonie drżą.
Nie uwierzą ci najbliżsi. Ty to wszystko opłaciłeś młodą krwią.

Epitafium dla WAMoli

Marek Kunc - Poezje

This website uses cookies. By clicking 'Accept' you agree to our use of cookies.

Accept