Ktoś krzyknął, że to rzeka, co głębią się tu toczy,
Choć konie szły spokojnie, parskając w zmierzchu cienie.
Znajomych gwiazd bezlikiem spojrzało niebo w oczy.
Dźwięczała cicho szabla przy siodle, nad strzemieniem.
U brodu, w wonnym dymie, co w górę bił z ogniska
Obozem stanęliśmy, skąpani w szarym pyle.
Ktoś nucił coś wesoło, choć bitwa była bliska.
To naszej drogi rozstaj dziwaczny jest i tyle.
Smak kawy jakiś dziwny, a może to ta rzeka,
Co zamiast wody dzisiaj łzy niesie swym korytem.
Poimy nimi konie, już wiedzą co je czeka.
Niech schłodzą drżące chrapy, zbudzimy je przed świtem.
Cóż myśleć w takiej ciszy? To tylko krótka chwila.
Zabierze ją głos trąbki i porwie nas w nieznane.
I jeszcze to uczucie, niech nigdy nie przemija.
Brzęk szabli nad strzemieniem i rzeka i parskanie.