Błądzimy w lasach szósty rok,
Kolbami gniotąc czarny mech.
Już zamiast mowy mamy wzrok,
A zamiast uczuć cichy śmiech.
Strzelamy, widząc własny cień.
Zresztą już nie ufamy mu.
Noc zastąpiła dawno dzień
I z powiek spełzły resztki snu.
Rzęs nigdy nam nie rosi łza.
Dusz nigdy nam nie szarpie ból.
Gdy zabijamy - to raz, dwa.
Gdy umieramy - to od kul.
Boże nie pozwól, żeby czas
Zmienił ten sztandar w bury pył.
Uchroń od zdrady wszystkich nas,
A jeśli możesz - dodaj sił.