Wielkim płyniemy dziś galeonem,
Nieba tysiącem skrwawionych szlaków.
Tu nasze duchy z dni ograbione,
Jak czarne roje śmiertelnych ptaków.
Nie ma już słońca, ni świata strony.
W wąwozie w strzępach ulotne życie.
Z pianą na pysku koń poraniony.
Nasz los odbity w zimnym granicie.
Fatalną siłą z życia wyrwani,
Niosąc w zaświaty bitewny zamęt,
Widmowi, chociaż niepokonani,
Z chmur mamy sztandar, a z wichru lament.
Zanim spoczniemy w nieznanej dali,
Złamaną klingę ściskając w dłoni,
Ktoś nam ognisko jeszcze rozpali
I glinę zetrze z oziębłych skroni.