Z okopów wprost przywlekli tu,
Kolbami jeszcze gniotą piach.
O krok od ostatniego tchu
Stoimy, kontemplując strach.
Tu nie ma miejsca na faux pas.
Przed nami pluton równa szyk.
W nerwowej ciszy werbel gra.
A w piersi - uwięziony krzyk.
Prosimy Boga by nam dał
Odwagę spojrzeć w gardła luf.
Plecami czując ściany kształt,
Szepczemy kilka prostych słów.
Komenda pada - trzask i huk -
- Ostatni cenzor naszych ról.
Zdziwiony widzę, lecąc z nóg,
Że to banały zamiast kul.